Rynek nieruchomości stale się zmienia. Zmienia się też rynek matrymonialny, czy polityczny. Co ciekawe zmiany te są ze sobą wzajemnie powiązane. To co dzieje się w polityce jest wynikiem zmian na rynku matrymonialnym, a zmiany z obu tych obszarów wpływają też na rynek nieruchomości.
Zacznijmy od zastanowienia się jak wygląda dzisiejszy rynek relacji damsko-męskich. Wzajemne relacje obu płci interesują socjologów już od dawna. Jednym z ciekawszych przykładów tego zainteresowania są badania Williama Kepharta z 1967 roku. Grupą badawczą byli studenci i studentki z 5 filadelfijskich uczelni. Studentów zapytano o to, czy ożeniliby się z partnerką która spełnia wszystkie ich oczekiwania, ale mimo wszystko jej nie kochają. Studenci zaprzeczyli. Studentki zapytane o małżeństwo z kandydatem spełniającym wszelkie postawione mu wymagania, ale bez miłości odpowiedziały… że nie wiedzą co by zrobiły. Można mieć pretensje do niezdecydowanych studentek, lecz konsekwencje takiego stanu rzeczy są daleko większe niż kilka mizoginicznych docinków. Odpowiedź „nie wiem” nie oznaczała braku znajomości tematu, bo trudno w tym wieku nie znać pojęcia miłości. Studentki nie rozumiały jak to możliwe, że nie są zakochane w kimś kto spełnia wszelkie warunki aby się w nim zakochać. Panowie po trafieniu strzałą Amora o wymaganiach zapominają. To Panowie okazują się być romantykami, a Panie na chłodno kalkulują.
Drodzy mężczyźni, mając wiedzę zaczerpniętą z powyższego akapitu oraz zaufanie do statystyki moglibyśmy wytypować listę cech pożądanych wśród Pań, a po ich spełnieniu w końcu wyprowadzić się od mamusi. Teoria wygląda nieźle, ale na przeszkodzie znów stają kobiety. Ich lista wymagań stale rośnie. Udowadnia to prosta zabawa, podobna do wspomnianego badania. Przeprowadza ją wśród swoich studentów profesor Tomasz Szlendak, Dyrektor Instytutu Socjologii UMK w Toruniu. Pyta on studentów o to, czego oczekują od przyszłej partnerki. Lista od lat pozostaje niemal niezmienna. To samo pytanie skierowane w kierunku studentek z roku na rok zwraca coraz dłuższą listę oczekiwań. Spełnienie choć połowy z wymagań jest trudne i warto zastanowić się nad tym, czy próbowanie ma jakikolwiek sens.
Mało kto słucha socjologów czy psychologów, gdy ci mówią o czymś innym niż rodzaj frytek do zestawu śniadaniowego. Zamiast ich opinii kobiety słuchają poradników z kolorowych pism gdzie pod przykrywką poppsychologii kryje się wróżenie z fusów, tarota, gwiazd, a czasem przeliczanie jakości faceta na centymetry i złotówki. Niewinnie wyglądające porady, że piękna jest tylko ta, która wierzy w swoje piękno degradują rynek matrymonialny. Wyniesione żywcem ze szkoleń Amwaya afirmacje stają się zastępstwem dla poznawania samej siebie. Nic dziwnego, bo mówienie sobie prawdy, jest trudniejsze, niż wmawianie sobie: „jestem zwycięzcą!” W wyniku takiego stanu rzeczy pięknymi zwyciężczyniami są zarówno kasjerki z Biedronki z BMI powyżej zdrowej normy, jak i wieczne panny z czwórką dzieci po czterech związkach. Samoświadomość to gorzka pigułka i trudno ją przełknąć.
Czasami bajkowy świat wyobrażeń wali się jak domek z kart, ale póki kolorowa wizja trwa rosną wymagania. Co zrozumiałe, czym więcej warta jest kobieta, tym lepszego mężczyzny ma prawo oczekiwać u swego boku. Ukończone studia, status materialny, status towarzyski stają się miarką równie bolesną co długość przyrodzenia. Nic dziwnego, że kobietom coraz trudniej przychodzi znalezienie miłości. Jak kochać kogoś, kto nie jest tego godzien? Pokłosiem małej ilości odpowiednich kandydatów na małżonków jest nie tylko samotność wśród lepiej wykształconych i dobrze sytuowanych kobiet, ale też kłusownictwo seksualne, czyli otwarte polowanie na facetów, bez względu na ich status matrymonialny (drodzy czytelnicy Pudelka, już wiecie dlaczego wśród celebrytów mamy tak dużo rozwodów). Panowie zderzający się z taką rzeczywistością w wielu przypadkach nie mają skutecznych narzędzi obrony. O ile zdobycie wykształcenia jest dziś proste jak nigdy dotąd, o tyle nie każdy chce się realizować jako kolejny trybik w niezbyt dobrze naoliwionej korporacyjnej machinie, a to jedna ze skuteczniejszych dróg do osiągania zadowalających dochodów wraz ze statusem towarzyskim w pakiecie. Mechanik prowadzący własny warsztat, zatrudniający pracowników, z miesięcznym dochodem na poziomie wyższych stanowisk w korporacji nadal nie będzie godzien wstąpić w progi wielu adeptek tajemnej sztuki nabijania towarów na kasę.
„Gdzie ci mężczyźni?” – pyta co druga niewiasta w opisie pod swoim wcale nie prosto z Photoshopa zdjęciem na portalu randkowym. Mężczyzn nie ma, bo przestali gonić króliczka. Już ich to nie bawi. Tym bardziej, że króliczek rzadko kiedy przypomina okładkową piękność od Hugh Hefnera. Pan Hugh został przywołany nie bez powodu. Wraz w kolegami z branży dostarcza samotnym facetom tysiące króliczków w 2D, a podobno nawet i trzecie „D” też jest już możliwe. Panowie, którzy nie poprzestają na oglądaniu twierdzą, że płatna miłość jest dużo tańsza niż ta darmowa. Nie próbowałem, ale mój kalkulator byłby skłonny się zgodzić z taką matematyką.
Kobiety złoszczą się na mężczyzn, bo ci im nie dorównują. Mężczyźni złoszczą się, bo rynek matrymonialny jest dla nich zbyt krytyczny. Obie strony barykady zabierają swoją złość i idą do urn. Można by rzec, że tam też barykady, ale warto od razu zaznaczyć, że bardzo często są to te same barykady. Broniąc się opiniami socjologów (oraz tekstem Pawła Tkaczyka) udowodnimy, że przeciętnym wyborcą koalicji rządzącej jest równie przeciętnie wykształcony mężczyzna z mniejszej miejscowości. Dobrze wykształcone Panie najchętniej głosują na lewicę. To nic dziwnego. Sfrustrowany samiec nie będzie chętny popieraniu postulatów środowiska LGBT. On chce walczyć o swoje szczęście. O szczęście, którego nikt nie chce mu dać. Dobrze wykształcona kobieta nie będzie bronić się przed napływem imigrantów. Przecież komunikacja w obcym języku nie będzie dla niej problemem. Może to wśród imigrantów pojawi się jej wymarzony rycerz na białym koniu? Gdybym miał w oparciu o demografię i socjologię przewidzieć wyniki najbliższych wyborów, to nie postawiłbym kociej karmy przeciwko kawiorowi, że opozycja osiągnie jakikolwiek sukces. Samotnych mężczyzn jest na wsiach o wiele więcej, niż samotnych kobiet w miastach.
Tylko gdzie Ci wszyscy samotni mieszkają? W kawalerkach. Ci z mniejszym budżetem najchętniej w osobnych pokojach. Zmiana typowego modelu rodziny z 2+2 na 1+0,1 (gdzie 0,1 to kot) wpływa też na rynek nieruchomości. Na wielu rynkach zakup kawalerki staje się marzeniem trudnym do realizacji. Wprost wskazują na to ceny mieszkań z jednym pokojem, które są bardzo bliskie „dwupokojówkom”. Bardzo dużo mieszkań wielopokojowych zastępuje małe akademiki dla studentów, lub mieści niespokrewnionych lokatorów za każdymi oddzielnymi drzwiami wewnątrz lokalu. Co ciekawe, mężczyźni powinni z radością przyjąć możliwość zamieszkania w jednym z pokoi, jeśli pozostałe wynajmują Panie. Panowie pytani o opinię niemal jednogłośnie odpowiadają: „kto mieszkał z kobietami, ten w cyrku się nie śmieje”. Osoby spośród moich znajomych, które wynajmują pokoje w mieszkaniach w dużej części potwierdzają opinię, że to Panie są trudniejszymi lokatorami.
Mniejsza ilość tradycyjnych rodzin na rynku mieszkaniowym, większa ilość pracowników tymczasowych, czy większa chęć do zamieszkiwania ze zwierzętami to tylko kilka z czynników, które już teraz powinni brać (i zapewne biorą) pod uwagę deweloperzy i urbaniści. Jedną z odpowiedzi rynku na naszą potrzebę mieszkania osobno, ale nadal „z ludźmi” jest idea colivingu. O ile deweloperzy nie zawsze dopasowują układ przestrzeni w nowych mieszkaniach pod obecny model „rodziny”, o tyle prywatni inwestorzy chętnie szukają takich ofert gdzie można stworzyć dodatkowe pokoje dla singli. Osoby narzekające na portalach społecznościowych na drogie oferty wynajmu małych pokoi powinny zdawać sobie sprawę, że te pokoje nie powstają bez przyczyny. Samotni muszą mieć gdzie zaparkować miskę dla kota.
Rynek najmu na pokoje nadal rośnie. Rosną też ceny kawalerek. Niestety demografia nie podziela trendów wzrostowych. Rodzi się nas coraz mniej. Przy obecnym kierunku zmian, może się okazać, że za kilka pokoleń jeszcze więcej będzie samotnych kobiet i mężczyzn niż dziś. Oczywiście wpłynie to po raz kolejny na wyniki wyborów jak i na rynek nieruchomości. Smutna wizja przyszłości może być taka, że w trzech sąsiednich pokojach zamieszkają zupełnie sobie obcy: samotny mężczyzna, samotna kobieta i samotny kot. Każde z nich odda swój samotny głos przy urnie, a na końcu i tak wygra ta partia, która ma lepsze relacje z kotami.